wtorek, 13 lutego 2024

Cafayate - Salta

Pożegnaliśmy chwilowo altiplano przedwczoraj rano. Znowu zrobiło się ciepło.





Po ostatnich noclegach nieco siermiężnych obiecałem Małgosi najlepszy hotel w Cafayate. Okazał się być najlepszym, bo jedynym wyborem, choć nie miał chyba nawet pół gwiazdki. Trafiliśmy na kulminację karnawału, a Cafayate, okazuje się, słynie z zabawy karnawałowej. Wszyscy zjeżdżają tu z bliska i daleka. 


Piwo artesanal „Me echó la burra” ma 8%. Jest też wersja „Me pateó la burra”, która ma 11%.


W wielu miejscach miasteczka trwa zabawa.




Zabawa dla niektórych trwała do białego rana. Byliśmy jednymi z pierwszych, którzy wyruszyli na śniadanie, ale nie pierwszymi.



Ulepszanie oldtimerów.


Uczyć, to uczyć poddawać w wątpliwość. 
Wolni są ci, którzy tworzą, a nie kopiują.
I wolni są ci, którzy myślą, a nie są posłuszni.
Fajne złote myśli na murze obok osiołków.

Z Cafayate do Salta wybraliśmy widokową drogę przez Quebrada de Las Conchas. Zdjęć tak dużo, że trudno wybrać najlepsze.












Warto zwrócić uwagę na poziom koryta wyschniętej rzeki. W czasie deszczu rzeka nanosi około metra mułu na drogę w t.zw. badenas, czyli celowo zaprojektowanych obniżeniach drogi. Ponieważ woda płynie całą szerokością zbocza, nie ma mostów. Po ustaniu deszczu przyjeżdża spychacz. Czasami trzeba jednak poczekać parę dni. Mam nadzieję, że nie spotka nas to właśnie dzisiaj.



Po południu dojechaliśmy do Salta. Tym razem hotel jest bardzo dobry. 
Salta jest pięknym kolonialnym miastem.


System finansowy Argentyny jest w skomplikowanej sytuacji.



Zastanawialiśmy się, czy nie zostać na dwie noce. Tym bardziej, że wieczorem przyszły długo oczekiwane opady, które trwają do tej pory (11,00 rano). Poczekamy godzinę i chyba jednak ruszymy. Po południu ma już nie padać, a trochę nam się śpieszy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz