sobota, 10 lutego 2024

La Puna (1)

Wczoraj w południe przyjechaliśmy do El Peñon. Wioska leży na wysokości 3400 m n.p.m. i jest świetnym miejscem do wycieczek krajobrazowych.

La Puna to ekoregion na płaskowyżach Andów Środkowych. Północna Argentyna, Chile, Boliwia, o wysokości w zależności od kraju - powyżej 3500 - 4000 m n.p.m. Pustynia porośnięta miejscami kępami żółtozielonej twardej trawy, zwanej paja brava, wulkany, niektóre wyższe niż 6000 m, laguny, salary, vicuñas (wigonie), flamingi. W ciągu dnia gorąco, w nocy - rześko w lecie i mroźnie w zimie. Pięknie. Miejsca, do których chce się wracać.

Droga z Hualfin do El Peñon wspinała się na prawie 4000 m.




Zatrzymaliśmy się w Hospedaje Las Dunas. Plan naszego dwudniowego tutaj pobytu wcześniej uzgodniłem z Rubénem. Po lunchu czekał już na nas Juan. Zabrał nas na wycieczkę samochodem. Trasa: wokół Volcano Carachi Pampa, Laguna Carachi Pampa i największa atrakcja - Campo de Piedra Pomez.






Wulkan Carachi Pampa nie jest aktywny, ostatnia erupcja miała miejsce ok. 200 tysięcy lat temu, ale czarna lawa sprawia wrażenie, że jest młodszy.

Campo de Piedra Pomez to niesamowite pole lekkich skał, które uformowane zostały z popiołu wulkanicznego. Pumeks, po polsku. Ma kilkadziesiąt kilometrów długości. Chodząc po skałach trzeba uważać, są kruche.









Las Dunas to kolejne niesamowite miejsce tego popołudnia. Wydmy są naprawdę wysokie. 


Droga do domu też malownicza.


Trasa zaznaczona powyżej to droga w terenie, raczej trudna. Nie do przejechania ciężkim motocyklem (kiedyś o tym myślałem).
—-

Dzisiaj wstaliśmy wcześnie. Prawdę mówiąc, całe szczęście. Nienajlepiej spałem, pierwsza noc wyżej i komary nie do zniesienia. Noc była chłodna, podobno dlatego schroniły się u nas, choć nie były zapraszane.

Wyjechaliśmy już w pół do ósmej. Juan zmienił samochód. Czekają nas strome podjazdy na Volcan Galán (5800 m). Dołączyły dwie dziewczyny z Buenos Aires. Mieliśmy okazję wsłuchać się w ich „szelest”, charakterystyczny dla porteños. Miały ze sobą duży termos i częstowały mate. Krążyła do momentu, kiedy ktoś z nas nie powiedział „gracias”. Dziękuje się dopiero wtedy, kiedy nie chce się już więcej.

 



Dość gładko wjechaliśmy na 4600 m i na wysokości 4600 - 4730 (pokazał gps) pozostawaliśmy do południa. Nie mieliśmy problemów.


Laguna Grande pełna flamingów. 




Paja brava a w niej perliczki. Trudno je było zauważyć.






Obłoczki pary w oddali to fumarolas, podgrzane przez wulkan źródełka.
Volcan Galán jest zaliczany do aktywnych, choć drzemie od dość dawna. Jego kaldera ma 45 km średnicy i jest podobno największa na świecie.




Droga powrotna. 




Zapomniałem, jak nazywa się to zwierzę, które jest skrzyżowaniem zająca i wiewiórki. Zapytamy przy kolacji.

Laguna Grande.


Perliczki.

Ñandu’ de Magellanes, z rodziny strusi, zwany jest tu „suri”.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz