czwartek, 15 lutego 2024

Paso Jama - San Pedro de Atacama

 Mgły rozpłynęły się, wróciło słońce, wyjechaliśmy z Purmamarca. Wczorajszy dzień był dosyć długi, bo do San Pedro de Atacama mieliśmy do przejechania ponad 400 km.

Rytmiczne serpentyny wyprowadziły nas znowu na wysokość ponad 4000 m, po czym zjechaliśmy nieco na równinę.
Salinas Grandes są atrakcją także dla Argentyńczyków. Po ostatnich opadach salar pokrywa warstwa wody. Spacerujący sprawiają wrażenie, jakby przechodzili po powierzchni jeziora.






W Susques zatankowaliśmy. Stacja benzynowa jest firmowana przez YPF, czyli największy koncern argentyński (nadal państwowy, mimo zapowiedzi nowego prezydenta Javiera Milei).
Pani agentka miała tylko jeden rodzaj benzyny. Nie było kawy ani hot-dogów.

Za ostatnie pesos argentyńskie zjedliśmy szybki lunch w restauracji, którą niełatwo było odszukać, mimo niewielkich rozmiarów wioski. Zastanawialiśmy się kiedyś swoją drogą, jak mogłyby wyglądać miasta Ameryki Łacińskiej bez wpływu Hiszpanów. Może właśnie jak Susques?

Przekroczenie granicy poszło całkiem sprawnie. Musieliśmy tylko pospiesznie zjeść kilka bananów, które miały być rezerwą do końca dnia. Do Chile nie wolno wwozić żadnych owoców. Ostatnim razem, kiedy tu byłem, w górach następowała tylko odprawa argentyńska. Chilijska - na dole w San Pedro 200 km dalej. Teraz posterunek jest t.zw. zintegrowany. Bez trudności ruszyliśmy dalej.

Droga dwukrotnie wspinała się na wysokość powyżej 4800 m.


Z dali chmura wyglądała na deszczową. I taka była rzeczywiście. Silny, zimny wiatr sprawił jednak, że nie mokliśmy długo.

Licancabur, wulkan na granicy Chile i Boliwii ma prawie 6000 m. 


Ostatnia godzina to piękny stromy zjazd. Na długości 30 km obniżyliśmy się o 2000 m (San Pedro de Atacama leży na 2400 m n.p.m.), a temperatura podniosła się z 12 st. C w górach do prawie 30 st. C.
Znaleźliśmy wygodny hotel zaskakująco zdominowany przez brazylijskich motocyklistów.

Tylko motocykle mieszczą się w San Pedro na parkingach przy hotelach. Samochody są pozostawiane poza „centrum”.

W drodze na kolację zajrzeliśmy do biura podróży i kupiliśmy wycieczkę do gejzerów jutro.
Caracoles, deptak miasteczka.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz