Andrés jest właścicielem firmy Condor Gear i wypożycza nam motocykl. Odebrał nas z hotelu spóźniony prawie godzinę. Niedziela.
Przyjechaliśmy do niego, chwilę zajęło pakowanie i montowanie nawigacji. Kufry są znacznie mniejsze, niż się omawialiśmy i niż się spodziewałem. Będzie lżej. Niepotrzebne (a jakże) rzeczy i torby pozostawiliśmy u Andresa. Motocykl za to jest całkiem nowy. VStrom 650.
Za Los Andes zatrzymaliśmy się na obiad w cieniu tysiącletniego cyprysa.
Wróciliśmy na asfalt. Spojrzenie na Aconcaguę, najwyższy szczyt Ameryk.
Odprawa celna tym razem poszła bardzo szybko. Celniczka argentyńska, która
nosi polskie nazwisko, bardzo ucieszyła się ze spotkania.
Kilka minut później zatrzymaliśmy się przy Puente del Inca.
Nocleg w Uspallata, pierwszym miasteczku po tej stronie Andów. Pani w hotelu zaproponowała ponad dwudziestoprocentowy rabat przy płatności gotówką. W Argentynie używają kilku kursów dolara. T.zw. dollar blue (brzmi eleganciej niż czarny) to ok. 1250 pesos, oficjalny kurs bankowy - ok. 800 pesos. Wymieniłem po 1000 pesos, małe miasteczko, trzymają jeden kurs. Reszta, jaką otrzymałem ze 100 dolarów to kilkadziesiąt tysięcy pesos w banknotach jednotysięcznych, podobno nie ma większych, pełna kieszeń. Argentyna zmieniła się w ciągu kilku lat.
Dzisiaj włączyłem komunikator satelitarny, który nam towarzyszy i miejemy nadzieję, nie przyda się. Śledzi jednak naszą trasę, a my ją udostępniamy na tym blogu. Trzeba wybrać wersję na komputer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz