wtorek, 20 lutego 2024

Pan de Azúcar - Bahia Inglesa

Dzisiejszy odcinek nie był zbyt długi, za to malowniczy.

Zaczęło się od tego, że jeszcze w Taltal ugryzł mnie pies. Z jakiegoś powodu często się zdarza, że psy nie lubią motocyklistów. Naturalną reakcją jest odkręcenie gazu i pozostawienie ujadającego towarzystwa w tyle. Dzisiaj jednak było to na ulicy przed skrzyżowaniem (równorzędnym), a poza tym naprawdę mu dobrze z oczu patrzyło. Był podobny do labradora. Chwycił mnie mocno w prawy piszczel powyżej buta. A to przygoda. Obok był szpital, więc dla spokoju sumienia zapytałem panią w recepcji, czy wścieklizna jest tu częsta. Nie mogła oczywiście zagwarantować, ale powiedziała, że jej też zdarzało się być ugryzioną przez psa i nic z tym nie robiła. Małgosia zalozyla mi opatrunek, już przestało boleć. Pozostał tylko zawód do czworonożnych przyjaciół.

Pan de Azúcar jest parkiem narodowym. Piękna ścieżka jest od pewnego czasu dostępna tylko dla pieszych (miałem przyjemność przejechać ją motocyklem w 2009 r.), ale droga do Caleta także jest malownicza.


Jeszcze Taltal.



Zatrzymaliśmy się na kawę w Caleta de Azúcar.




Kelnerka powiedziała, że mały lew morski wyszedł na brzeg, aby umrzeć, ponieważ jest chory. Mamy nadzieję, że się myli.

Droga do Chañaral.






Nie jest błędem powiedzieć, że Chañaral (miasto w dali pod skałami) ma plażę.


Wróciliśmy na Ruta 5 i po godzinie byliśmy w Bahia Inglesa. To chilijski kurort, który można porównać z Władysławowem. Zatrzymaliśmy się w cabañas, miejscu gdzie spałem siedem lat temu. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz